Witajcie kochane. :)
Dzisiaj postanowiłam napisać post zbiorczy dotyczący wcierek do włosów z którymi miałam styczność w trakcie swojej małej przygody z dbaniem o włosy. Dla jednych jest to punkt konieczny w pielęgnacji dla innych niepotrzebny dodatek. Muszę przyznać, iż początkowo sama podchodziłam do tych produktów dosyć niepewnie, a to dlatego, że jak i pewnie wiele z Was borykam się z problemem nadmiernego przetłuszczania się skóry głowy. Po prostu byłam przekonana, iż dodatkowe wcieranie czegokolwiek w skalp tylko pobudzi produkcję łoju. Mój punkt widzenia zmienił się w momencie, kiedy odnotowałam nadmierne wypadanie włosów. Tak naprawdę do dziś dnia nie wiem, co było bezpośrednią przyczyną takiego stanu rzeczy, jednakże widząc, iż dotychczas stosowanie produkty przegrywają w bitwie musiałam sięgnąć po coś "ekstra" by nie przegrać wojny.
Na pierwszy ogień poszedł produkt znany już chyba wszystkim, zbierający same oklaski i róże. :
1. Jantar (Farmona) - odżywka do włosów i skóry głowy. (Nie polecam)
Pamiętam, że trafiłam na nią dosyć dawno temu. Wtedy jeszcze nie wiedziałam do końca, gdzie można ją dorwać. Postanowiłam,więc zapytać w Super-pharm i co prawda dostałam ją, ale i solidnie przepłaciłam, kosztowała bowiem coś ponad 17 zł |(!) za buteleczkę. Cóż jednak czyni desperacja? Kupiłam! I nie rozumiem troszkę fenomenu. Po pierwsze za nic w świecie nie mogę jej używać po myciu włosów bądź w dni, kiedy ich nie myję wcale. Włosy po prostu stają się ciężkie i przetłuszczone. Przeżyłabym to może, ale wcierka podrażnia moją skórę głowy i w trakcie jej stosowania (a robię to teraz po raz drugi by móc ją wykończyć) niestety odnotowuję pojawienie się licznych podskórnych krostek i wzmożony świąd. Nieładnie i niedobrze. Osobiście spektakularnych efektów w działaniu też nie widzę. Wiem jednak, iż wielu osobom odpowiada, więc nie mogę jej skreślać w 100 %, jednakże osobiście nie polecam. Dzisiaj można już ją dorwać praktycznie wszędzie, więc przynajmniej dostępność się poprawiła. (np: DOZ, widziałam ostatnio nawet w dwóch normalnych, małych drogeriach).
2. Anna - odżywka pokrzywowa (Sama nie wiem). Recenzja.
O tym produkcie pisałam już na blogu, więc nie będę się powtarzała, po prostu odsyłam Was do recenzji. ;) Troszkę ciężko jest mi się do tej wcierki ustosunkować, bowiem była po prostu średnia. Nie zrobiła ani nic dobrego, ani nic złego. Nie przetłuszczała włosów. Jedyne, co mogę dodać (o czym napisała jedna z dziewczyn pod tamtym wpisem) produkt ten przeszedł sporą zmianę wizerunku. ;) i składu. Po lewej odżywka w starszej wersji (ja miałam taką w białej buteleczce, ale podobnej formie), po prawej nowość. ;) Do starego składu, a więc wody, wyciągu z pokrzywy i alkoholu dodano kwas salicylowy. Na pewno można ją dostać na Doz-ie sama tam zamawiałam.
3. Joanna, Rzepa, Kuracja wzmacniająca (Polecam)
Tą odżywkę kupiłam na jakiejś promocji w Super-pharm (-40% na wszystkie odżywki i maski do włosów), więc zapłaciłam za nią jakieś śmieszne pieniądze, coś ponad 5 zł. Baaardzo dobrze ją wspominam. Wiem, że zapach rzepy dla wielu nie jest zbyt przyjemny, ale mnie ani trochę nie przeszkadza. Wcierka jest na tyle lekka, iż spokojnie może być stosowana po umyciu na mokre włosy i wcale ich nie przetłuszcza. Mogę zdecydowanie powiedzieć, iż pomogła ograniczyć wypadanie włosów i je wzmocniła, nawet nieco przyspieszyła porost. Szczerze Wam ją polecam, szczególnie, że nie jest to jakiś straszny wydatek. ;) Na dodatek posiada cuudowną buteleczkę dzięki której aplikacja na skalp przestaje być koszmarem. ;)
4, Capitavit - Balsam do włosów. (polecam.)
To wcierka, którą stosowałam ostatnio. Trafiła w moje ręce przypadkiem i nawet całkiem nieźle nam się współpracowało. Gdyby jeszcze troszkę ładniej pachniała.. no niestety, zapach nie powala i co najgorsze potrafi utrzymać się na włosach. Niby jest ziołowy, ale dla mnie jakoś wybitnie uciążliwy. Butelka - tragedia. Nie wyobrażam sobie nakładania produktu na włosy i ciągłej walki z wielkim otworem i szklaną butlą, trzeba przelać i to koniecznie. Reszta już na plus. Nie przetłuszcza włosów, trochę je wzmacnia, nie podrażnia skalpu, może pomóc w walce z wypadaniem. ;) Ogólnie jestem na tak. ;))
To już wszystkie produkty, które miałam okazję testować bezpośrednio na sobie. ;) Na mojej osobistej liście numerem jeden pozostaje produkt Joanny, a więc kuracja rzepa. Chwilowo planuję zrobić sobie przerwę od stosowania jakichkolwiek wcierek, kończę tylko buteleczkę Jantaru trochę na siłę, bo nie chcę go wyrzucać. ;) Jeśli kiedyś będę chciała powrócić do sesji wcierkowej to pewnie sięgnę po Aloevit - płyn odżywczo-wzmacniający, jestem go bardzo ciekawa.
Czy wcierki są konieczne?
Moim zdaniem nie dla każdego. Jeśli zmagamy się z wypadaniem włosów, z typowymi problemami skóry głowy, łupieżem to odpowiednia wcierka faktycznie może okazać się zbawienna. Dzięki niej możemy także w jakiś sposób przyspieszyć porost włosów. Powinniśmy jednak uważnie zwrócić uwagę na skład produktu, na obecność alkoholu czy konkretnych ekstraktów, bo niektóre dodatki pomimo zapewnień mogą więcej zaszkodzić niż pomóc (np : wysuszyć skalp, podrażnić. ) W mojej pielęgnacji nie jest to jednak najważniejszy produkt, a kolejne okazy testuję bardziej z ciekawości niż konieczności.
A jakie jest Wasze zdanie odnośnie wcierek? Jakie stosujecie? Znacie któryś z tych produktów?
Pozdrawiam życząc troszkę słonka, bo leje i leje..
Lenka. :)




Z tych wszystkich miałam tylko jantar :)
OdpowiedzUsuńI jak wrażenia? :)
UsuńJa problemu z wypadaniem włosów aż takiego wielkiego nie mam. Z ciekawości wcierałam kozieradkę, ale efekt nie wart był zachodu.
OdpowiedzUsuńMówiła mi o niej koleżanka, ale odpuściła, bo wszyscy narzekali, że pachnie rosołem.. jakoś mnie to odstrasza, nie żebym rosołu nie lubiła, ale jednak. :D
UsuńObecnie wcieram Rzepę. Pozostałych nie miałam, a Jantaru chyba nawet nie będę próbować po tym, jak namieszali w składzie. :)
OdpowiedzUsuńJa też się z nim jakoś nie polubiłam..
Usuń