Cześć kochani!
Dzisiaj post o moich małych przemyśleniach odnośnie włosów o niskiej porowatości. Kiedyś natrafiłam na post o tym, iż dziewczyny, które są ich właścicielkami to wielkie szczęściary. Naprawdę? Ja się nią niestety wcale nie czuję. Kiedy zaczynałam swoją zabawę z bardziej świadomą pielęgnacją, moje włosy były średnioporowate i wtedy było nawet w porządku. Odpowiadało im większość olejów, mogłam bez jakichkolwiek obaw sięgnąć po maski nawilżające z proteinami, tak naprawdę większość produktów była "ok", a więc pielęgnacja nie należała do trudnych. Na dzień dzisiejszy wszystko to uległo gwałtownej zmianie. Wpis powstał po to bym mogła sobie troszkę ponarzekać, więc się zbytnio nie przejmujcie, ale chciałam też obalić panujący mit o tym, iż : niskoporowate włosy = idealne włosy.
Moje niskoporowate włosy są kapryśne, lubią się odkształcać we wszystkie strony, niezwykle łatwo je obciążyć, pod koniec dnia spotyka mnie przykry "przyklap", a porządne wysuszenie ich trwa niemalże godzinę. Czy tak rzeczywiście wygląda włosowy raj? Powiem Wam szczerze, iż jestem totalnie załamana. Większość produktów, które do niedawna były moimi pewnikami teraz strasznie mnie rozczarowuje, moje włosy tolerują tylko lekkie odżywki pozbawione silikonów. Mogłam się pożegnać z szamponami bez sls, dawały uczucie świeżości jedynie na kilka godzin, a czasem nawet wcale. Kiedyś mogłam używać wielofunkcyjnego, ukochanego Facelle bez wyrzutów sumienia, był tani, łatwo dostępny i ani trochę nie podrażniał. Obecnie bez mocniejszego szamponu ani rusz! ;( Co najgorsze.. moje włosy nie są ani szalenie długie, ani jakoś magicznie grube, wydają mi się normalne, a ciągle są przeciążone, boję się, co będzie dalej. Kiedyś zachwycałam się odżywką firmy Nivea do włosów długich, maskami biovaxa, odżywką Garniera A&K, a teraz.. muszę się przerzucać na lekkie odżywki Balei, oleje [oszczędnie], odżywki Joanny. O maskach mogę zapomnieć chociaż wiem doskonale, iż bez odpowiedniej dawki protein można zapomnieć o zdrowych i mocnych włosach. A suszenie? Chyba jeszcze większe piekło, bo pomimo tego, iż robię to przy użyciu letniego nawiewu to zanim się wysuszę to już jestem cała mokra, bowiem trwa to prawie 40 min. ;<
Naprawdę zaczynam powoli mieć dosyć swoich włosów, muszę na nowo poukładać swoją pielęgnację i wyeliminować niektóre [większość] produkty.. mam nadzieję, że mi się to uda i nie zrezygnuję przed osiągnięciem celu. Chociaż nie farbuję włosów już od kilku miesięcy to przez wyżej wymienione czynniki zaczynam zastanawiać się nad koloryzacją, to oczywiście podniosło by nieco ich porowatość.. zobaczymy jak to jeszcze wyjdzie. ;)) Pamiętacie, nie narzekajcie na swoje włosy, niezależnie od tego jakie są, każde mają jakieś mankamenty.. większe lub mniejsze. ;)
Pozdrawiam!
A jak to się stało, że Twoje włosy zmieniły porowatość? Czy to przez oleje? Co w takim razie robić żeby tego uniknąć?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Tak naprawdę to przez wzmożoną pielęgnację, stały się "zdrowsze", więc zmniejszyła się ich porowatość. Ma to swoje plusy i minusy. ;)
OdpowiedzUsuń