wtorek, 28 października 2014

Moje przemyślenia.. zapuszczanie naturalnych włosów.

Witajcie kochane. :)
Nie zamierzam po raz kolejny tłumaczyć się ze swojej nieobecności na blogu, bowiem po prostu nie mam nic na swoją obronę. Dni lecą mi bardzo szybko, każdy tak naprawdę wypełniony po brzegi, coś musiało zejść na drugi plan i tym "czymś" stał się niestety blog. Pomimo braku jakiejkolwiek aktywności u siebie zaglądam do Was kiedy tylko mogę, więc jestem w miarę na bieżąco.

Dzisiaj post taki troszkę,. przemyśleniowy. :) Jak wiecie, bądź też nie wiecie od grudnia zeszłego roku zapuszczam naturalne włosy. Jakoś w kwietniu zdecydowałam się na małe ombre (zła decyzja), ale te włosy już zapuszczone pozostały nietknięte. W listopadzie stuknie mi dobre 8 miesięcy i dotychczas byłam naprawdę dumna z siebie i niezrażona niezbyt delikatnym przejściem koloru naturalnego w farbowany. Zauważałam też wielkie plusy! No bo.. nowe włoski zdrowe, lśniące, gładkie.. i ciężkie. Przyklap, że hej, ale co tam.. naturalnie. :) Cały ten czas staram się także utrzymać zdrowy poziom motywacji, zaglądam dzielnie na blogi dziewczyn również zapuszczających.. Ostatnie tygodnie troszkę mnie załamały.. Natalka (blondcarehair) zatarła efekt odrostu lekkim rozjaśnianiem, a to ona była moim głównym motorem napędowym. :D poza nią kilka innych dziewczyn zdecydowało się "jednak zafarbować bo coś tam". No trudno. Dobiły mnie jednak setki komentarzy pod wpisami dziewczyn przed farbowaniem/rozjaśnianiem. Podobno każdy odrost wygląda źle, naturalne (oczywiście mysie, bo polskie) włosy są brzydkie i nieciekawe. Co z tego, że zapuszczasz skoro zaraz będziesz siwa i znów będziesz musiała farbować! Nie ma to jak motywacja, nie? :D

Przez chwilę naprawdę zwątpiłam. Rozważałam zakup farby.. (nie ma to jak złamać człowieka), ale jednak nie, nie poddaję się. Stwierdzam, że skoro mam osiwieć w wieku dwudziestu kilku lat (jak niektórzy życzliwi straszną) to to ostatni dzwonek by jednak nacieszyć się tym, co naturalne. W każdej chwili zwątpienia przypominam sobie także jak strasznie nienawidziłam wiecznych odrostów i pogorszenia stanu włosów po kolejnym farbowaniu. Chcę żeby moje włosy były moje.  Niestety nie mam aktualnego zdjęcia odrostu (nadrobię wraz z przybyciem aparatu), ale pokażę Wam inne zdjęcie. Moje własne, komunijne, Zmotywowało mnie to strasznie, bo takie włosięta chcę mieć. I takie miałam... kiedyś. :D



Nie wiem czy były takie "brzydkie i mysie". A post to taka moja refleksja, mam nadzieję, że Was nie zanudziłam..

Pozdrawiam..

Lenkaa. :)

7 komentarzy:

  1. Ciekawy post. Życzę powodzenia :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Moje naturalki są "mysie". Tak, naprawdę xD Od dawna farbuję włosy i nie ciągnie mnie do powrotu do naturalnych. Ale jak najbardziej wspieram Cię w postanowieniu.
    U mnie odrost na pewno by straszył, ale u innych, jeśli tylko włosy są zadbane to mi nie przeszkadza.
    Czy na tym komunijnym zdjęciu masz karbowane pasma? Wygląda to zabawnie.

    OdpowiedzUsuń
  3. mi tam nie przeszkadza mój kolor naturalny, choć jest taki zwyczajny, nigdy nie ciągnęło mnie do farb. na farbowanie faktycznie przyjdzie pora, gdy posiwiejemyjak piszesz, a na razie możemy dbac o włosy zdrowe i naturalne :)

    OdpowiedzUsuń
  4. A mi się podobają te "mysie" włosy i może kiedyś do swoich naturalnych też wrócę (aczkolwiek pewnie powinnam już, bo się starzeję :P)

    OdpowiedzUsuń
  5. świetny blog, na pewno będę tutaj zaglądała :)
    pozdrawiam serdecznie i zapraszam do siebie, dopiero zaczynam http://carooooooline.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja nie farbuję włosów i nigdy nie farbowałam. :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Trzymam za Ciebie kciuki :) Kolor włosów z komunii jest bardzo ładny :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję bardzo za każdy komentarz, to strasznie miłe wiedzieć, że jest ktoś, kto poświęcił chwilę swojego czasu by tutaj zajrzeć. :) Jeśli Ci się spodobało, zaobserwuj, na pewno odwdzięczę się tym samym i z przyjemnością zajrzę do Ciebie. :)